- "Cudze chwalicie, swojego nie znacie"- powiedziałem do mojej Najlepszości i zaproponowałem wyście na miasto.
Dzień wcześniej - w piątek po pracy jechałem przez miasto i zauważyłem, że u nas też jest iluminacja, jest świąteczny festyn, jest grzane wino i zabawa...
Ruszyliśmy raźnym krokiem - Sobota w okolicach godziny dziewiętnastej. Będzie się działo!
I chodź faktycznie 'Festyn' był, iluminacje (szczególnie te na Flisaku) fajne i kolorowe (dodatkowo 'podosomowane' przez auto awsome Googla), to jednak... sami zobaczcie:
Stragany opuszczone, z beczki nie leje się grzaniec, z głośników nie walą kolendy... lub inne dzigl belsy.
Pustka, zero ludzi, cisza i tylko iluminacje zostały.
A puste stragany straszą przechodniów.
Ludzie siedzą w domach albo Galeriach, a na Szerokiej co druga witryna pusta...czarna.
I tylko nieśmiertelny wózek z kartonami na głównym trakcie miejskim obwieszcza, że tu już zabawa się skończyła, zostało trochę kartonów do recyklingu, chodź jak dalej w tym kierunku się będzie "Centrum" (sic!) miasta rozwijać to i kartonów nie wystarczy na utrzymanie tego wózka.
Czy tak wyglądają centra turystycznych miast w okresie świątecznego przesilenia? Coś tu poszło potwornie nie tak. I choć światełka są powieszone, choć na rynku stoi coś na kształt wesołego miasteczka, jest festyn.... to coraz bardziej moje miasto przypomina to wesołe miasteczko nad Prypecią...Tam też coś poszło nie tak jak potrzeba.