Brussels for real...
A wiec nie ma żadnej ściemy... wygrana Bruksela, faktycznie była!
... po kolei... Po długim czasie przyszedł mail od Pani Moniki z Departamentu Promocji, potem drugi i zaproszenie na rozdanie nagród. Niestety na wręczenie się nie załapałem, nie będzie zdjęcia z Marszałkiem na blogu :'( . Ale jest data wyjazdu, są szczegóły i pierwszy namacalny dowód w postaci dyplomu - więc chyba coś jest na rzeczy... jedziemy
Przyszła chwila dla reporterów, siedzimy w słońcu przy Urzędzie Marszałkowskim, wskakujemy w busa i wioooo na lotnisko! W autobusie przygoda z komórką zostawioną podłączoną do ładowarki ;) - w domu... ale już jest komórka, już jedziemy na lotnisko - gdzie dołącza do nas Pani Ania nasza przewodniczka. Co dla mnie dziwne - nie jedzie nikt z Urzędu... tylko my - laureaci.
Na miejscu - wszystko załatwione i zapięte na ostatni guzik, co prawda dzielnica w której mieszkamy bardziej przypomina kraje arabskie niż Europę, ale to też ciekawa atrakcja... daje też troszkę do myślenia.
Kolejne dwa i pół dnia wypakowane są atrakcjami jak plecak terrorysty plastikiem.
Jest oczywiście piękny Grand Place
Na miejscu - wszystko załatwione i zapięte na ostatni guzik, co prawda dzielnica w której mieszkamy bardziej przypomina kraje arabskie niż Europę, ale to też ciekawa atrakcja... daje też troszkę do myślenia.
Kolejne dwa i pół dnia wypakowane są atrakcjami jak plecak terrorysty plastikiem.
Jest oczywiście piękny Grand Place
Wizytujemy też pałac Królewski
No a co najważniejsze ,codziennie (niektórzy) pochłaniamy niesamowicie smaczne "zupy z muli"
Plac jest całą dobę pełen ludzi siedzących i leżących - dosłownie wszędzie, pełen tańców, śmiechu i muzyki
Jedziemy do słynnego atomium, które od środka wygląda jak scenografia z "Podróży Pana Kleksa" ale i tak warto, bo z zewnątrz robi wielkie wrażenie.
Zwiedzamy bardzo ciekawe muzeum militarne (Królewskie oczywiście!...) gdzie nie brak śmigłowców z pierwszej wojny światowej, helikopterów, szabel i F16tek, oraz ogromne Cinquantenaire Museum w którym wszystkie kultury świata potrafią wciągnąć na długie godziny. A my biegniemy korytarzami jak szaleni.
I główny punkt programu - spotkanie z posłem Zwiefką, który w prosty i dość apolityczny sposób tłumaczy nam - prostemu ludowi - czym i po co jest Europarlament... a my słuchamy i wierzymy na słowo.
Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy jechać do Brukseli... no może jakoś przy okazji, przejazdem... Tymczasem okazuje się, że (mimo co najmniej 15 dni deszczowych w każdym miesiącu) trafiliśmy na wspaniałe słońce i miły, po długiej zimie, upał. Momentami nie wiedzieliśmy czy to Bruksela czy Barcelona. Jedzenie jest wyśmienite (zakochaliśmy się w tutejszych mulach! z selerem naciowym), organizacja na piątkę z plusem, a Pani Ania - przewodniczka - przemiła, profesjonalna i warta polecenia. Czuliśmy się jak lordy - wszystko za nas było załatwiane, bileciki kupowane, stoliki rezerwowane... naprawdę na medal.
Jestem bardzo miło zaskoczony samą Brukselą jak i organizacją całej wycieczki, dziękuję Urzędowi Marszałkowskiemu i Pani Monice, która wszystko ładnie zorganizowała a także Pani Ani, która pokazała nam tak dużo w tak krótkim czasie...od dziś biorę udział we wszystkich konkursach! i chcę wygrywać tak jak pewien Pan Karp ;)
0 komentarze :
Prześlij komentarz