Dominik
Od ostatniej publikacji na blogu minęło... za dużo czasu. Niestety im więcej zdjęć robię, tym ciężej mi prowadzić bloga :) czyli w sumie jest dobrze. Mimo wszystko chciałbym od czasu, do czasu pokazać Wam więcej niż jedno, dwa zdjęcia z sesji. A zatem, po mojej stronie fotograficznie dzieje się wiele, za co dziękuję oczywiście Wam - wszystkim takim jak rodzice Dominika, którzy wyszukali mnie gdzieś w przepastnych zasobach Googla, ale też wszystkim Wam którzy dzwonią drugi, trzeci raz żeby umówić się na kolejną z rzędu sesję.
Jak (mam nadzieję) widzicie na zdjęciach - ja jako Wasz Fotograf - cały czas idę do przodu i mogę Wam zaoferować coraz więcej :) Sam też czerpię cały czas ten sam olbrzymi fun i szczęście ze spotkań z Wami - dzięki tej "robocie" mam super możliwości do oderwania się od tej "pierwszej roboty", naładowania akumulatorów. Ci z Was, którzy mnie znają, zapewne wiedzą (pozostali może zauważyli), że nie znoszę jak nic się nie dzieje i pracuję nad tym, żebym nie miał czasu kiedy mogę nic nie robić - bo im mniej robię... tym mniej robię, a im więcej robię... tym lepiej się z tym czuję :)
Dobra wracamy do wiosny :P ... w sumie gwałtownego wybuchu lata.
Podczas sesji u Dominika było gorąco... naprawdę gorąco!
Dominik na golasa, więc całkiem było mu nieźle (no dobra... założyliśmy mu na chwilkę czapkę!), ale my - wspaniali rodzice, którzy stresowali się troszkę tym, żeby wyszło dobrze i ja, który biega jak szalony z całym osprzętem... z nas płynął pot.
Sesja w całkiem niedużym mieszkanku, a w nim moja walizka, statywy, tła, łóżeczko - własnoręcznie przygotowanie z brzózki, balia... :)
Dominik swoje pospał, troszkę się pozłościł, troszkę pojadł, grunt że rodzice zadowoleni, ja mam zdjęcia które pokażę rodzicom, a Dominik... najedzony, znowu śpi :P
Zdjęcia jakie już znacie z moich pozostałych sesji - próbuję na nich złapać Wasze najlepsze emocje, próbuję pokazać rodzinne więzi - zachwyt młodych rodziców nad cudem jaki pojawił się w ich domu. Jest dużo nieostrości, dużo zdjęć naturalnych w Waszych domowych środowiskach i choć od zawsze jestem "pan gadżet" i mam ze sobą te wszystkie zabawki to myślę że ciągle więcej w tym "lifestyle" niż studia.