Nadeszła wreszcie najbardziej lubiana przeze mnie pora roku. Pora, w czasie której brakuje jedynie słońca. Braki te może jedynie zrównoważyć największa zaleta tej pory, czyli śnieg. Na szczęście okazało się, że nie jest wcale aż tak z nim źle, jak to czasem bywa, a wyjazd, w dalekie południowe rejony został nagrodzony prawdziwym mrozem (lekko zahaczającym o 20 stopni poniżej temperatury zamarzania wody.) oraz prawdziwym śniegiem.
Zima, absurdalnie kojarzy mi się z przyjemnym ciepłem. Nie takim w palącym słońcu, nieuniknionym, z dusznym powietrzem, lecz takim przyjemnym, rozchodzącym się po ciele, od skostniałych rąk do stóp, kiedy wracamy ze śnieżnej, nieprzyjaznej człowiekowi krainy do domu. Najlepiej jak w tym domu jest ogień, grzane piwo, rodzinka. Na zewnątrz trzaskają drzewa, powietrze przechodząc przez nos zamraża go na bryłę lodu, a w domu ciepło...
Mój aparat przeszedł próbę mrozu pozytywnie. Ja przekopując się przez śnieg po kolana w porannym słońcu próbowałem złapać to wszystko co tak lubię... a to wszystko na spacerze z moim pso-jakiem :)
Podjąłem też pierwsze próby w astrofotografii, lecz trudno je nazwać wielkim sukcesem. Choć na moje usprawiedliwienie mogę podać trudne warunki -18 stopni i czasy naświetlania w okolicach minuty
Wasze Wypowiedzi
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
0 komentarze :
Prześlij komentarz